Posłuchaj utworu Ostatni Kwiat >
i poczytaj gazetę poniżej *
Posłuchaj utworu Ostatni Kwiat >
i poczytaj gazetę poniżej *
To ostatni już kwiat
Skażony został cały świat
Przetrwaliśmy tylko my
Jak tańczące w świetle ćmy
Śmiech i łzy dawnych dni
Teraz cisza w oknach lśni
Co się kryje w sercu świata
Nadzieja, czy śmiech wariata?
To ostatnie już drzwi
Gdzie nadzieja jeszcze tkwi
Jak od święta się ubieram
Puk, puk, to ja, drzwi otwieram
Póki życie w sobie masz
Coś dobrego z siebie dasz
Zatańczymy jeszcze raz
Aż zakończy się nam czas
Autor: Archiwista K-11, Sektor 7
Wiatr hula pośród zardzewiałych szkieletów wieżowców, niosąc radioaktywny pył, który osiada na popękanej ziemi. Czasem, gdy ucichnie, można usłyszeć coś na kształt szeptu – to echo miliardów głosów, które zamilkły w jednym, ognistym momencie. My, nieliczni, którzy przetrwali, mamy obowiązek pamiętać. Pamiętać nie tylko o stracie, ale przede wszystkim o przyczynie. Jak do tego doszło? Jak gatunek, który sięgał gwiazd, zgotował sobie piekło na własnej planecie?
Początek XXI wieku był erą pozornego dostatku, ale pod jego powierzchnią wrzało. Kurczące się zasoby wody pitnej, wyczerpywane złoża metali rzadkich i topniejące lody Arktyki, otwierające nowe, strategiczne szlaki handlowe, stały się polami bitew nowej zimnej wojny. Stare sojusze kruszały, a na ich miejsce powstawały nowe, oparte na desperackiej potrzebie zabezpieczenia ostatnich resztek bogactw Ziemi.
Pierwszą iskrą, jak wspominają odnalezione zapiski, był tzw. „Incydent na Morzu Barentsa”. Dwa supermocarstwa, od dawna rywalizujące o kontrolę nad nowo odkrytymi złożami podmorskimi, starły się w krótkiej, lecz brutalnej potyczce morskiej. Oficjalnie był to „błąd nawigacyjny” i „niekontrolowana eskalacja”. W rzeczywistości był to pretekst, na który wszyscy czekali.
Propaganda, napędzana przez algorytmy i dezinformację, zalała globalne sieci, dzieląc ludzi jak nigdy dotąd. Każdy naród był przekonany o własnej prawości i niegodziwości wroga. Dyplomacja umarła, zastąpiona przez puste groźby i ultimata. ONZ, niegdyś symbol nadziei na pokój, stało się bezsilnym świadkiem globalnego szaleństwa.
Wojna, która wybuchła, nie przypominała żadnej poprzedniej. Zaczęła się w cyberprzestrzeni, paraliżując sieci energetyczne, systemy finansowe i komunikację. Potem na pola bitew wjechały autonomiczne drony i zrobotyzowana piechota. Ginęły setki tysięcy, ale dla przywódców zamkniętych w bunkrach były to tylko liczby na ekranach. To była wojna czysta, precyzyjna i nieludzka – aż do momentu, gdy przestała taka być.
Punkt zwrotny nastąpił, gdy jedna ze stron, zepchnięta do defensywy i stojąca w obliczu upadku gospodarczego, zdecydowała się na „uderzenie demonstracyjne”. Niewielki, taktyczny ładunek jądrowy został zdetonowany nad flotą wroga na Pacyfiku. Celem było zaszokowanie i zmuszenie do negocjacji.
Ten jeden grzyb atomowy złamał tabu, które utrzymywało świat w kruchym pokoju przez niemal sto lat. Odpowiedź była natychmiastowa i automatyczna. Systemy wczesnego ostrzegania po drugiej stronie globu zinterpretowały atak jako początek zmasowanego uderzenia. Nikt nie czekał na potwierdzenie. Nikt nie miał czasu na myślenie. Dogmat Wzajemnie Gwarantowanego Zniszczenia (MAD), zimnowojenny relikt, okazał się samospełniającą się przepowiednią.
W ciągu 47 minut – tak szacują nasze komputery na podstawie odnalezionych danych – wystrzelono ponad pięć tysięcy głowic jądrowych. W jednej chwili historia ludzkości dobiegła końca.
To, co nastąpiło potem, było już tylko epilogiem napisanym przez ogień i promieniowanie. Miasta wyparowały, zamieniając się w kratery ze stopionego szkła. Oceany zagotowały się przy brzegach, a ogniste burze o sile tysięcy huraganów przetoczyły się przez kontynenty, paląc wszystko na swojej drodze. Niebo pociemniało od sadzy i pyłu, zasłaniając słońce na lata. Nastała zima nuklearna.
Temperatura na planecie spadła o kilkanaście stopni. Rośliny obumarły, a wraz z nimi zwierzęta. Łańcuch pokarmowy został przerwany w każdym możliwym miejscu. Ci, którzy przeżyli sam wybuch, umierali z głodu, chorób popromiennych lub w walkach o resztki zatrutej żywności. Cywilizacja, budowana przez tysiąclecia, zniknęła w ciągu jednego pokolenia.
Dziś, ponad pół wieku później, słońce powoli przebija się przez wieczną szarugę. Życie, w najbardziej prymitywnych i zmutowanych formach, nieśmiało wraca. My, potomkowie tych, którzy mieli szczęście (lub nieszczęście) znaleźć się w głębokich schronach, próbujemy odbudować cokolwiek na zgliszczach.
Nie walczyliśmy o wolność, ideologię czy boga. Walczyliśmy o wodę, minerały i dumę. W pogoni za nimi straciliśmy wszystko. Patrząc na ruiny naszego świata, zadajemy sobie jedno pytanie: czy było warto?
Odpowiedzią jest ogłuszająca cisza, która panuje na tej planecie. Cisza, którą sami sobie zgotowaliśmy.
Ruiny dawnej Warszawy, sfotografowane z dachu ocalałego schronu. Niegdyś tętniąca życiem metropolia, dziś cichy pomnik ludzkiej arogancji.
Ostatnie spotkanie na szczycie pokojowym, ok. Roku -3. Uśmiechy dyplomatów skrywały strach i pychę, które wkrótce pochłonęły świat.
Ostatni obraz z satelity obserwacyjnego „Oko Nadziei”. Zdjęcie wykonane na sekundy przed utratą sygnału. To był początek Wielkiego Ognia.
Mieszkańcy Sektora 7 podczas pory suchej. Skromne zapasy i wspomnienia o starym świecie to jedyne, co im pozostało.